Co dzieje się z pieniędzmi, które wpłacamy do banku? Obalamy mity

Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek, co dzieje się z pieniędzmi, które wpłaciłeś do banku? Skąd pochodzi kapitał przeznaczany na kredyty? Jak to możliwe, że bank jest w stanie oddać nam wpłaconą sumę powiększoną o odsetki, a do tego utrzymać placówki, wypłacić pensje pracownikom i jeszcze wypracować zysk dla akcjonariuszy? Odpowiedź jest prostsza, niż nam się wydaje.

Pokutuje przekonanie, że banki dysponują wielkimi skarbcami, pełnymi banknotów, monet czy sztabek złota, do których sięgają, gdy przychodzi taka potrzeba. Nic bardziej mylnego. W rzeczywistości banki utrzymują w postaci banknotów i monet niewielki ułamek środków klientów (deponentów). Zdecydowana większość jest odprowadzana do banku centralnego, którym jest Narodowy Bank Polski.

– W miarę spadku inflacji i upowszechniania się pieniądza elektronicznego ułamek ten jest coraz mniejszy. Na koniec kwietnia w kasach banków było 12,5 mld zł, wobec depozytów o wartości 636 mld zł, czyli poniżej 1,3 proc. To 7 proc. całej gotówki w obiegu. Trzy dekady temu było to 2,5 proc. – zwraca uwagę Grzegorz Zatryb, zarządzający funduszami Skarbca TFI.

Co bank robi z naszymi pieniędzmi?

Foto: Business Insider Polska / Mariusz Olszewski

Jan Kowalski dostał premię w pracy. Dzierżąc w ręku 1000 zł, z radością pędzi do placówki banku ABC. Doradca finansowy zaproponował Janowi najbezpieczniejszą z możliwych formę pomnożenia tych pieniędzy, czyli lokatę. Ten, nie zastanawiając się długo, postanowił skorzystać z atrakcyjnej oferty. Wpłacił rzeczone 1000 zł na depozyt, który po roku da mu zarobić 2 proc. Wychodzi z banku z uśmiechniętą miną i poczuciem, że zrobił dobry interes (pomijamy kwestię podatku od zysków w wysokości 19 proc. i inflacji).

Tymczasem bank ABC jest od teraz w posiadaniu 1000 zł. I jako spółka, która została powołana, by przynosić zyski swoim akcjonariuszom, musi jakoś na te 2 proc. obiecanych Janowi odsetek zarobić. Nie jest przecież instytucją charytatywną. I z całą pewnością nie wzbogaci się, trzymając te pieniądze w sejfie.

Pożycza zatem 1000 zł Piotrowi Nowakowi, który już od dłuższego czasu marzył o nowym telewizorze. Stary odbiornik szwankuje, przez co Piotr nie może oglądać swoich ulubionych rozgrywek piłki nożnej. Choć zdaje sobie sprawę, że przez najbliższe 3 lata będzie musiał spłacać bankowi kapitał plus odsetki, to jednak miłość do sportu okazała się silniejsza.

Bank ABC zaproponował Nowakowi kredyt z oprocentowaniem w wysokości 9 proc. W ten sposób zarobił na odsetki dla Jana Kowalskiego. Pozyskał też część środków na utrzymanie placówki i wypłatę pensji dla doradcy, który zaoferował Kowalskiemu lokatę.

Tymczasem Nowak z szeleszczącymi w dłoni banknotami i nieskrywanym zadowoleniem na twarzy pędzi do sklepu ze sprzętem AGD. Po 30 minutach ma już wymarzony telewizor. Pan sprzedawca też się cieszy, bo właśnie zarobił 1000 zł. Nie będzie jednak utargu trzymał w kieszeni.

Usłyszał, że bank XYZ oferuje atrakcyjne warunki dla przedsiębiorców. W te pędy biegnie do oddziału i wpłaca utarg na rachunek oszczędnościowy z oprocentowaniem w wysokości 1,5 proc. I koło się zamyka. Bo teraz to bank XYZ musi zarobić na te 1,5 proc. odsetek. Zatem również udzieli komuś kredytu na wyższy procent.

I właśnie w ten sposób banki komercyjne kreują pieniądze, a tak naprawdę nie tyle pieniądze, ile długi.

Banki mają pewne obowiązki

Z technicznego punktu widzenia pieniądze wpłacone przez Jana Kowalskiego i sprzedawcę telewizorów są zapisywane na ich prywatnych kontach. Środki te trafią następnie do NBP, gdzie każdy bank komercyjny musi mieć założony rachunek.

Pieniądze zgromadzone na takim rachunku mogą być przeznaczone do inwestowania na rynku międzybankowym lub prowadzania bieżącej działalności banku komercyjnego jak np. właśnie udzielanie kredytów. Gdy bank komercyjny zgromadzi depozyty od dziesiątek tysięcy Kowalskich czy Nowaków i jednocześnie udzieli setki kredytów, to oczywiście sporo zarabia, ale przy okazji pełni też pożyteczną funkcję w gospodarce.

Ale zanim bank tego kredytu udzieli, to od każdej kwoty wpłaconej przez klienta na lokatę, musi odprowadzić do NBP tzw. rezerwę obowiązkową. Wysokość tej rezerwy ustalana jest przez Radę Polityki Pieniężnej. Obecnie stopa rezerwy obowiązkowej wynosi 3,5 proc. Oznacza to, że od 1000 zł wpłaconego na lokatę przez Jana Kowalskiego, bank ABC odejmuje 35 zł i kwotę tę przekazuje do NBP. Pieniądze te są zabezpieczeniem wypłacalności banku komercyjnego. Ciekawostką jest, że środki rezerwy obowiązkowej nie leżą odłogiem w NBP, lecz również pracują. Oprocentowanie wynosi 1,35 proc.

Pozostała kwota z depozytu idzie na cele kredytowe. W ten sposób do obiegu trafia 965 zł (1000 zł – 35 zł), które mogą zostać ponownie zdeponowane w banku (tym samym lub innym). Gdyby stopa rezerw wzrosła do 6 proc., to bank komercyjny wpłaciłby 60 zł na depozyt do NBP, a na cele kredytowe pozostałoby 940 zł. Dzięki podwyżkom i obniżkom stopy rezerw NBP może sterować podażą pieniądza. Co ciekawe w 1990 roku stopa rezerwy obowiązkowej wynosiła aż 30 proc.

Czy bank może zbankrutować?

Ten dosyć uproszczony schemat działania banków prowadzi do jednego wniosku: w banku komercyjnym jest mniej gotówki, niż wynosi suma wpłaconych do niego depozytów. Większość środków trafia bowiem do kredytobiorców. A ci, jak wiadomo, oddają kapitał (plus odsetki) stopniowo, czyli w ratach.

Dodatkowo lokaty zakładane są zwykle na kilka miesięcy, a kredyty spłacają się latami. Banki komercyjne muszą zatem tak zarządzać powierzonymi pieniędzmi, by z jednej strony móc oddać gotówkę deponentom, nie zabierając przy tym pieniędzy kredytobiorcom.

– Podstawowym źródłem dochodów banków jest tzw. marża depozytowo-kredytowa, czyli różnica w odsetkach między kredytami i depozytami. W warunkach niskich stóp procentowych, które zmniejszają tę marżę, coraz większego znaczenia nabierają przychody z tytułu opłat i prowizji. Banki zarabiają także na rynkach finansowych, handlując obligacjami i innymi instrumentami. Dłużne papiery wartościowe to ok. 20 proc. bilansów banków, zaś kredyty to prawie 70 proc. Za granicą polskie banki zainwestowały 4 proc. swoich aktywów – wylicza Grzegorz Zatryb ze Skarbca TFI.

A co się dzieje, kiedy kredytobiorca popada w tarapaty i przestaje spłacać kredyty, tymczasem nieuchronnie nadchodzi czas wypłaty klientowi kapitału i odsetek z lokat? Na to też jest lekarstwo. Otóż w sytuacjach niedoboru pieniędzy, banki komercyjne mogą pożyczać sobie kapitał między sobą. A w skrajnym scenariuszu, kiedy sytuacja na rynku jest kryzysowa i banki nie chcą sobie nawzajem pożyczać, wówczas pomocną dłoń wyciąga NBP.

– Ważne z punktu widzenia deponenta jest to, że banki biorą na siebie całe ryzyko i w razie straty np. w przypadku niespłaconego kredytu, muszą pokryć stratę z własnych środków. Jeżeli straty są na tyle duże, że bank nie jest ich w stanie pokryć, zobowiązania z tytułu depozytów osób fizycznych są spłacane przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny, przy czym górną granicą środków w jednym banku objętych gwarancjami BFG jest równowartość 100 tys. euro. To jednak czarny scenariusz, polskie banki są naprawdę solidnymi instytucjami – uspokaja Grzegorz Zatryb ze Skarbca TFI.

Źrudło: businessinsider.com.pl